Ostatnio zaintrygowało mnie zamieszanie, jakie wywołała parodia reklamy Coca-Coli, przygotowana przez grupę internetowych satyryków. Film robi furorę na popularnych portalach, a fora aż kipią od komentarzy zarówno jego zwolenników, jak i przeciwników. Viral jest dość kontrowersyjny, postanowiłam więc dokładniej się mu przyjrzeć.
Częścią najnowszej kampanii Coca-Coli pod hasłem „Podziel się radością” są etykiety butelek napoju, na których możemy znaleźć imiona oraz miłe określenia, takie jak: „Skarb”, „Przyjaciel” itp. Spot reklamowy przedstawia młodych ludzi w kawiarni, którzy cieszą się, kiedy otrzymują od sprzedawcy butelkę ze swoim imieniem.
Internetowa grupa Abstrachuje.tv sparodiowała reklamę, przedstawiając grupę ludzi, którzy również kupują napój w kawiarni, ale na etykietach ich butelek znajdują się obraźliwe określenia. Całość kończy się wielką bójką oraz hasłem „Podziel się szczerością”. Nie będę oceniać czy parodia jest śmieszna, bo nie o tym jest ten wpis. Patrząc jednak na liczbę odsłon na Youtube.com oraz ilość udostępnień na Facebooku można stwierdzić, że spodobała się ona ogromnej rzeszy internautów.
Sprawa jest ciekawa z marketingowego punktu widzenia, ponieważ pod parodią natychmiast pojawiły się dziesiątki komentarzy oskarżających autorów o nakręcenie filmu na zlecenie producenta napoju. Według internautów przemawia za tym profesjonalne wykonanie materiału, znacznie odbiegające od tego, co satyrycy prezentowali do tej pory oraz fakt, że filmy nie zostały zablokowane, pomimo że globalny koncern na pewno ma powody i możliwości, aby to zrobić.
Brzmi absurdalnie, prawda? Dlaczego Coca-Cola miałaby pozwalać na wyśmiewanie własnej reklamy i w dodatku za to płacić? Paradoksalnie, cała sprawa mogłaby się producentowi napojów opłacać. W ciągu dwóch tygodni od publikacji, parodię obejrzało ponad 1,3 miliona osób. W dodatku, aby zrozumieć satyrę najpierw musimy obejrzeć oryginalny spot. Materiał zamieszczony na profilu twórców doczekał się ponad 800 udostępnień i setek komentarzy. A to tylko początek – sprawę opisują przecież różne portale, kolejni użytkownicy przesyłają linki do swoich znajomych…
Jeśli Coca-Cola rzeczywiście zapłaciłaby za realizację tej parodii (twórcy oficjalnie zaprzeczyli tym doniesieniom), to mogłaby tylko na tym zyskać. Inwestując stosunkowo niewielką (w porównaniu do kosztów tradycyjnej kampanii) kwotę, otrzymałaby reklamę, która rozprzestrzenia się sama. Koncern nie musi płacić za czas antenowy, miejsce na bilboardach ani wyświetlanie na portalach internetowych, a przekaz dociera do szerokiego grona odbiorców.
Tak właśnie działa reklama wirusowa – z jednej strony internauci ją uwielbiają (w końcu sami są jej nośnikiem), z drugiej – są na nią bardzo wyczuleni, ponieważ często udaje coś, czym tak naprawdę nie jest.