Polski widz swoją prawdziwą przygodę z tego typu przekazem rozpoczął kilka lat temu, wraz z pierwszą emisją bijącego rekordy oglądalności reality show „Big Brother”. Co tydzień, od marca 2001 roku, przygodom mieszkańców domu Wielkiego Brata przyglądało się ok. 4,5 mln osób!
Program nawiązywał do książki Georga Orwella „Rok 1984”, przedstawiającej obraz państwa totalitarnego, w którym Wielki Brat kontrolował całe życie mieszkańców. Polegał na obserwacji relacji oraz codziennego wspólnego życia kilkunastu uczestników. Każdy ich krok śledziły dziesiątki kamer oraz mikrofonów. Wielki Brat, choć niewidoczny dla mieszkańców, wydawał dyspozycje oraz różne zadania, których wypełnianie było obowiązkowe. Do obowiązków uczestników należało także tak zwane nominowanie (odbywające się co dwa tygodnie, później raz na tydzień), czyli typowanie współuczestników do odejścia z domu. Nominowanie odbywało się w dźwiękoszczelnym pokoju zwierzeń w drodze rozmowy z Wielkim Bratem. Osoby z największą liczbą głosów przez kolejny tydzień poddawane były dalszej presji – tym razem ze strony widzów, którzy w głosowaniu SMS-owym mieli ostatecznie zdecydować, kto zakończy udział w programie. Eliminacje – nominacje odbywały się do momentu, kiedy w grze zostawało troje mieszkańców – stających do walki finałowej. Tu ponownie wielką rolę odgrywała aktywność SMS-owa widzów, którzy swoimi głosami decydowali o zwycięzcy danej edycji (wybraniec otrzymywał pokaźną nagrodę pieniężną). Łącznie polska publiczność miała okazję oglądać pięć edycji programu, przy czym w 4. i 5. zmodyfikowano nieco zasady nominacji.
Program ten dał Polakom wielkie poczucie sprawstwa – to oni finalnie decydowali, kto i kiedy odejdzie, a także komu należy się zwycięstwo. Ogromna oglądalność programu, zwłaszcza podczas edycji I i II (później stopniowo spadała), miała zatem swoje uzasadnienie – wydobywała z człowieka jego pierwotną, wewnętrzną potrzebę sprawowania kontroli nad otoczeniem, czyli pozwalała robić, to, co przez wiele lat było nam zupełnie obce. Nie jest to nic nadzwyczajnego – jedynie naturalna cecha każdego z nas. To dzięki kontroli, sprawowanej nawet w najmniejszym stopniu oraz skali, jesteśmy w stanie zaspokoić swoje potrzeby, uzasadnić swoje „bycie”, a także wywołać nasze poczucie skuteczności.
Program mimo znikomej funkcji edukacyjnej z jednej strony stawiał przed ludźmi nowe możliwości związane z własnym rozwojem, z drugiej zaś zapoczątkował rozwój programów stricte rozrywkowych czy też tak zwanych zjadaczy czasu. Mimo iż obecnie widzowie coraz częściej „spędzają” czas, oglądając programy ukazujące życie innych, trudno jest wyjaśnić fenomen oglądalności najnowszego amerykańskiego programu „Here Comes Honey Boo Boo”. Reality show pokazuje codzienne życie pewnej amerykańskiej rodziny, której zachowanie tylko z pozoru wydaje się przeciętne…
Wszystko zaczęło się od występów najmłodszej z czterech sióstr, 6-letniej Alany Thompson, dziewczynki o bardzo przeciętnym wyglądzie, w konkursach Małych Miss. Alana oraz pozostałe uczestniczki w konkursach występowała w strojach i fryzurach, których pozazdrościć mogłaby niejedna dorosła kobieta. Swoim sposobem bycia oraz swobodnymi wypowiedziami na temat tego, jaki jest jej główny powód udziału – pieniądze, wzbudziła ogromne zainteresowanie. Dodatkowo emocji dostarczała towarzysząca jej rodzina (matka wraz ze swoim partnerem – ojcem dziewczynki i trzy starsze siostry), która ze wszystkich sił starała się wypromować Małą Gwiazdę. Pomysłowość matki nie miała granic – widzowie mogli przekonać się, że do pobudzenia żywiołowości Małej Miss na scenie wystarcza kilka napojów energetycznych! Zasada „wszystkie chwyty dozwolone” znalazła swoje realne odzwierciedlenie: wszystko, by osiągnąć założony cel – wygrać, nie tyle tytuł, ile główną nagrodę – pieniądze. Alana dzięki swoim występom reperowała skromny, składający się głównie z zasiłków pomocy społecznej, budżet rodziny, dzięki czemu stała się jej „oczkiem w głowie”. Postać dziewczynki oraz jej rodziny przyciągały uwagę widzów do tego stopnia, że producenci jednego z kanałów telewizyjnych zdecydowali się na produkcje reality show o życiu rodziny. Od tego czasu perypetie całego klanu oglądają miliony widzów w Ameryce.
Zastanawiający jest jednak fakt, skąd tak duże zainteresowanie przekazem. Nieodłącznym elementem „codzienności” rodziny są bowiem wulgaryzmy, bekanie, puszczanie bąków i obrzucanie się jedzeniem. Czy tego typu rzeczy mogą faktycznie aż tak przyciągać uwagę odbiorców?! Że program ten nie niesie za sobą żadnych wartości – wiadomo, co jednak przeciętny widz jest w stanie uzyskać dla siebie? Czy dzięki temu dowie się czegoś nowego na temat świata, czy pozna nowe, aktywne i rozwijające sposoby spędzania wolnego czasu, czy wreszcie – dzięki programowi – rozkwitnie i rozwinie się życie wewnętrzne odbiorców? Niestety bardzo trudno znaleźć mi odpowiedź na te pytania. O ile w przypadku „Big Brothera” udało mi się doszukać czegoś sensownego, o tyle w przypadku „Here Comes Honey Boo Boo” nie widzę kompletnie nic… Czy Wy też to „widzicie”? 🙂