W Polsce ludzie pracujący w branży Social Media to głównie ludzie zajmujący się prowadzeniem profili i kampanii na Facebooku, analizą jego danych lub po prostu szkoleniami z pracą na tym portalu społecznościowym. Można ewentualnie dodać do tego współpracę z blogerami, YouTube ale i tak w porównaniu z Facebookiem przewaga tego drugiego jest miażdżąca.
Polsce Twitter (popularny głównie wśród polityków czy dziennikarzy), Google+, a kampanie na Instagramie należą do rzadkości. Także na „polu bitwy” pozostaje Facebook i …długo długo nic.
Narzędzie przygotowane przez Marka Zuckerberga potrafi jednak ostro wkurzyć i zirytować wszystkich jego użytkowników, a co dopiero mówić o osobach pracujących w „branżuni” i spędzających na fejsie chwile miłe i te…mniej miłe. Postaram się jednak opisać w punktach wszystkie kwestie, które nie pomagają w pracy i do tego powodują w niektórych wypadkach podniesienie ciśnienia u wszystkich „ninjów” 😉
- Brak zgodności Menadżera Reklam z Google Analytics. Liczba kliknięć i przejść na stronę w Menadżerze Reklam / Power Editor nie zawsze zgadza się podczas analizy ruchu na stronach, do których linkujemy. Trochę to irytuje, bowiem przejścia na stronę z Facebooka trochę kosztują (nie mówię tutaj już o „zwykłych” postach, które widzi 6-10% wszystkich fanów), a nie wiadomo tak naprawdę jakiego efektu możemy się spodziewać. Czyżby Facebook specjalnie podbijał liczbę kliknięć, tak by „kasa się zgadzała”? Tego nie wie jeszcze nikt.
- Brak możliwości realizacji różnych celów w obrębie kampanii. Mamy kampanię, w której chcielibyśmy użyć różnych rodzajów reklam – chcemy zebrać lajki, trochę konwersacji do strony i może też podpromować aplikację. Wszystko ładnie i pięknie, jednak takiej opcji po prostu nie ma… Do każdego wyznaczonego przez nas celu musimy tworzyć nową kampanię i robi się nam wtedy lekki bałagan. Pół biedy, jeśli do każdego klienta mamy oddzielne konto reklamowe z oddzielną płatnością. Gorzej jest, jeśli posiadamy kilka profili na tym samym koncie reklamowym. Wtedy trzeba dużej cierpliwości.
- Ciągłe zmiany w grafikach, formatach. Planując kampanię z wyprzedzeniem zazwyczaj mamy już gotowe kreacje graficzne i koncepcję prowadzenia kampanii. Co jakiś czas Facebook ni z tego ni z owego zmienia sobie rozmiary, tak, że wszystkie grafiki trzeba po prostu przerabiać. Jak się jest grafikiem (lub posiada podstawowe umiejętności „w fotoszopie i korelu”) to pół biedy. Gorzej jednak, gdy za każdą taką usługę musimy płacić i czekać. Wtedy można się rzeczywiście wściec.
- Niejasne zasady zatwierdzania grafik. Kolejny z tematów graficznych. Teoretycznie maksymalnie 20% grafiki może być tekstem, jeżeli więcej to grafika zostaje odrzucona. No właśnie – teoretycznie. Wiele razy zdarzało się, że ta sama grafika została 2 razy odrzucona i 2 razy zatwierdzona, co ciekawe – w tej samej kampanii. Istnieje „Facebook legend”, że im więcej wydaje się na koncie Facebookowym, tym bardziej Facebook „przymyka oko” na nasze działania związane z tym tematem. W każdym razie – jest to dość niejasne i tak naprawdę losowe.
- Odchodzenie od automatyzacji. Nie wiadomo, czy Facebook dba o to by ludzie odpowiedzialni za komunikacje na „fejsie” mieli dużo roboty, ale odchodzenie od automatyzacji to coś niespotykanego w dzisiejszych czasach. To tak jakby przykładowo zaczęto usuwać wszystkie parkomaty i zastępować je parkingowymi. Można rozumieć Marka Zuckerberga i jego dbałość o wzrost zatrudnienia w sektorze, ale jak się ma kilkanaście prowadzonych profili i na każdym trzeba dać „boosta” na najnowszy post to taka sytuacja nie jest do pozazdroszczenia. Kiedyś była możliwość zrobienia tego automatycznie. No właśnie, słowem klucz jest tu niestety „kiedyś”.
- Konkretna wersja mobilna PE/Menadżer. Nie ma możliwości skutecznie zarządzać reklamami na Facebooku za pomocą aplikacji mobilnej. Istnieje oczywiście możliwość promowania postu z poziomu aplikacji do zarządzania stronami, ale to właściwie wszystko. Bardzo przydałaby się natywna aplikacja, ułatwiająca pracę „w terenie”. Obecnie wszelkie zmiany w kampaniach trzeba wykonywać za pomocą desktopa lub męcząc się na smartfonie/tablecie.
- Brak możliwości pobrania faktury za konkretny termin. W tej kwestii dochodzimy do kwestii księgowych. I tutaj Facebook utrudnia życie jak może – nie ma możliwości pobrania faktury np. za miesiąc działalności. Faktury generowane są codziennie (lub co parę dni, w zależności od ilości działań), co przysparza więcej pracy oraz…przyczyna się do wycinki lasów w Puszczy Amazońskiej 😉
- Power Editor tylko na Chrome. Kiedyś Chrome była jedną z najlżejszych przeglądarek na rynku, teraz niestety staje się coraz wolniejsza i zajmująca dużo pamięci. Ja osobiście dalej jej używam z przyzwyczajenia, jednak współczuję osobom, które preferują np. Firefoxa czy najnowszego IE a muszą używać Chrome. Czemu? Ponieważ Power Editor, czyli narzędzie do zarządzania wieloma kampaniami działa tylko na tej przeglądarce.
- Brak cappingu. Capping, czyli ilość wyświetleń danej reklamy to standard w reklamie banerowej. Za banery można również uznać banery wyświetlanie na newsfeedzie lub na tzw. prawej belce, jednak one cappingu nie posiadają. Może to doprowadzić do sytuacji odwrotnej niż zamierzamy – nasz target, gdy jest przytłaczany natarczywymi reklamami znienawidzi nas zamiast „polubić”. O konwersji już nie wspominając.
Przedstawione problemy nie mają na celu przestraszyć potencjalnych przyszłych Social Ninja (ów?). Są to po prostu realia pracy podczas prowadzenia kampanii dla klienta, z którymi trzeba się po prostu pogodzić. Mam tylko nadzieję, że Facebook zacznie podążać ścieżką Google AdWords, czyli w miarę przystępnego tworzenia kampanii praktycznie dla wszystkich, bez względu na system operacyjny, przeglądarkę. Pierwszym sygnałem było wprowadzenie podobnej hierarchizacji, mianowicie reklama -> grupa reklam -> kampania.
Czy jest to początek ułatwień, czy może tylko jednorazowe „skopiowanie” układu reklamowego giganta z Mountain View? Tego już przewidzieć się nie da.
A tymczasem – がんばって!
*z jap. – ganbatte – powodzenia!